przez Pilar » sobota, 19 maja 2012, 20:05
„Nad brzegiem rzeki Piedry usiadłam i płakałam” jest jedną z najlepszych książek Paula Coelho. Książka w Polsce ukazała się w 1997 roku. Autor powyższego tytułu urodził się w Rio de Janeiro sześćdziesiąt pięć lat temu. W wielu krajach bije rekordy popularności. Jego książki zostały przetłumaczone na ponad trzydzieści języków. Coelho jest dobrze znany, jako pisarz piszący wiarą. W każdej z jego pozycji wydawniczych odnajdziemy Boga i cytaty z Ewangelii.
Książkę tą przeczytałam po raz pierwszy, będąc w pierwszej klasie liceum. Siedziałam i płakałam wraz z bohaterką książki. Egzystując na życiowym zakręcie znalazłam potrzebne mi odpowiedzi, drogowskazy, które umożliwiły mi wyciągniecie z książki pomocy dla siebie. To jest właśnie magia jego Dzieł. Każdy po lekturze i przemyśleniach może odnaleźć w samej treści kawałek swojego życia. Jeśli o miłości napisano już wiele, to ta pozycja jest dla mnie jednym z najlepszych przykładów siły uczucia.
Wszystko zaczyna się od krótkiego wstępu Autora. W niniejszym rozpoczęciu jesteśmy wprowadzeniu w nastrój, jaki ma towarzyszyć całej książce. Dalej całość konsekwentnie idzie w jednym, sprecyzowanym celu – by ukazać nam siłę prawdziwego Agape, ale też piękno kobiecego wcielenia Boga.
Historia zawarta w „Na margem do Rio Piedra eu sentei e chorei”* przenosi nas w inny, duchowy wymiar życia. Czy istnieje przyjaźń pomiędzy mężczyzną i kobietą? – odpowiedzi na to pytanie udzieli ta właśnie książka. Pisarz zabiera nas w podróż po labiryncie, pełnym niedomówień i pułapek.
Odsłaniając kolejne stronice stajemy się świadkami historii dwojga młodych ludzi: przyjaciół z dzieciństwa. Po przeczytaniu kilku stron możemy dowiedzieć się, że razem z tajemniczym przyjacielem, wychowywali się w tym samym miasteczku – Soria. Owe osoby spotykają się, jako dorośli i dojrzali, by skonfrontować wyobrażenia o sobie wybudowane kontaktem listownym. Pilar to młoda, przebywająca na stałe w Saragossie, kobieta. Tam uczyła się, a później znalazła pracę. Ma spokojne, ustabilizowane życie. On natomiast odnalazł swoje powołanie, jakim stał się Bóg. Konferencja, która odbywa się w Madrycie na nowo krzyżuje ich drogi. Uczucia na nowo ożywają, wywołując burzę w głowach bohaterów. Kobieta cierpi, ponieważ jej ukochany wybrał służbę Bogu. On natomiast miota się między miłością duchową, a jej kobiecym obliczem.
„Cierpimy, bo czujemy, że dajemy więcej, niż otrzymujemy w zamian. Cierpimy, bo nasza miłość nie jest doceniana. Cierpimy, bo nie udaje się nam narzucić naszych reguł gry. Ale cierpimy przecież daremnie, bo już w samej miłości, tkwi ziarno naszego rozkwitu.”
Wszystkie rozterki i narastające znaki zapytania doprowadzają do ich wspólnej podróży do Bilbao. Pilar porzuca dotychczasowe, bezbarwne życie i wyrusza w nieznane. Początkowo ich rozmowy, wymiana przemyśleń wyglądają tragicznie. Wszystko zmienia się diametralnie za sprawą medalionu, który dziewczyna zgubiła dawno temu, a który on znalazł. Przez wszystkie lata rozłąki miał nadzieję, że kiedyś się zobaczą. Ufał, że będzie mógł spojrzeć jej w oczy i powiedzieć to, czego nie zdążył kilka lat wcześniej. Kobieta jest zaskoczona wyznaniem swojego przyjaciela. Nie wie, co ma z tym począć. Uświadamia sobie, że nie kocha go tak, jak on ją. Zaczyna wątpić, czy w ogóle go kocha. Podczas kolejnego etapu podróży, jakim jest Francja, dziewczyna odkrywa w sobie dwie kobiety. Pilar pragnącą miłości, i Pilar bojącą się przeznaczenia. Podczas rozmów i przemyśleń, zakrapianych winem dziewczyna chce zabić w sobie tą inną, gorszą stronę siebie. Przesiadując nad brzegiem tytułowej rzeki płacze i ostatecznie wyrzuca z siebie strach przed uczuciem. Chce pewnie kroczyć ścieżkami przeznaczenia. Teraz wie, że czasami wystarczy po prostu zachłysnąć się tym doznaniem, by kochać i być kochaną.
„A w miłości nie ma żadnych reguł. Choćbyśmy trzymali się wiernie podręczników, sprawowali nadzór nad sercem, postępowali zgodnie z góry ustalonym planem – to nie zda się na nic. O wszystkim bowiem decyduje serce i ono ustanawia prawa.”
Chcąc ostatecznie wylać z siebie wszystkie emocje kobieta zaczyna spisywać historię swojej miłości bez happy endu. W tedy właśnie los po raz kolejny spłatał jej psikusa. Miłość stanęła w klasztornych progach. Tam ukryła się, by odnaleźć samą siebie. Kiedy wszystko zostało wyjaśnione mogła ponownie iść nad brzeg rzeki Piedry, by tym razem zacząć się śmiać.
„Miłość jest jak narkotyk. Na początku odczuwasz euforię, poddajesz się całkowicie nowemu uczuciu. A następnego dnia chcesz więcej. I choć jeszcze nie wpadłeś w nałóg, to jednak poczułeś już jej smak i wierzysz, że będziesz mógł nad nią panować. Myślisz o ukochanej osobie przez dwie minuty, a zapominasz o niej na trzy godziny. Ale z wolna przyzwyczajasz się do niej i stajesz się całkowicie zależny. Wtedy myślisz o niej przez trzy godziny, a zapominasz na dwie minuty. Gdy nie ma jej w pobliżu - czujesz to samo co narkomani, kiedy nie mogą zdobyć narkotyku. Oni kradną i poniżają się, by za wszelką cenę dostać to, czego tak bardzo im brak. A ty jesteś gotów na wszystko, by zdobyć miłość?”
Książka ta znajduje się na mojej półce obok reszty Dzieł Paula Coleho. Sięgam po nią wielokrotnie. Ogrom przemyśleń zawartych w zaledwie dwustu dziewiętnastu stronach zachwyca mnie. Nie jest to typowa książka z historią miłosną. To jest pewnego rodzaju przewodnik duchowy. Czy warto po nią sięgnąć? Oczywiście, że tak!
Wady:
- pojawiające się miejscami literówki, braki ogonków przy a, e
- miękka oprawa
Zalety:
- przystępna cena (w księgarni w swojej miejscowości płaciłam 32 zł)
- przejrzysta, nie sprawiająca kłopotu nawet osobie z wadą wzroku
- łączenie religii z życiem codziennym
- ponadczasowość
* Oryginalny tytuł książki